Wiatr często łamie drzewa. Złamał też gruszę. Rosła w sadzie bauera, u którego pracowałem od marca 1940 roku. Rozciąłem siekierą powalony konar. Pogłaskałem ręką gładką powierzchnię i zadumałem się nad układem słoi.
Postanowiłem wyrzeźbić konia, a na tym koniu miałem jechać ja. Zacząłem rzeźbić konia. W niedzielę, po trochu, nożem szewskim i prostym dłutem. Drzazgi odpadały, wióry otaczały moje nogi, a ja nadawałem niekształtnemu kawałkowi drewna kształt. Taki, jaki chciałem, jaki sobie wymyśliłem, bo drewno było jeszcze mokre. Można było robić z nim co się chciało.
Nie wiedziałem jeszcze wtedy, dokąd powiezie mnie ten mały, rzeźbiony konik...